Budowa wyprawówki jak to się wszystko zaczęło
Witajcie pasjonaci podróży i miłośnicy czterech kół! Chcę Wam opowiedzieć niezwykłą historię, która jest dla mnie czymś więcej niż wspomnieniem. To moja saga o głębokiej miłości do Land Rovera, począwszy od modelu Discovery 2, a kończąc na moim obecnym towarzyszu, LR3.
Moje pierwsze kroki w świecie Land Rovera zaczęły się od butelkowo-zielonego Discovery 2. Dwadzieścia lat temu, właśnie z nim przemierzyłem drogi Chorwacji. W Parku Narodowym Paklenica, prowadzony przez miejscowego przewodnika, zakochałem się nie tylko w pięknie krajobrazów, ale i w samym samochodzie. Ta podróż na zawsze pozostała w mojej pamięci.
Potem na mojej drodze pojawił się Discovery 3 – był to krótki, ale intensywny romans. Niemniej jednak, kiedy przyszedł czas na kolejny wybór, bez chwili zastanowienia postawiłem na LR3. Ten model wyróżnia się wśród innych, będąc dopracowanym w każdym szczególe.
Kto by się oparł urokowi rzędowej V8 od Jaguara? Owszem, jest paliwożerna, ale jej brzmienie to melodia, której nie mogę się oprzeć. A jej legendarna niezawodność, zwłaszcza w porównaniu z dieslem, to coś, co cenię najbardziej. System Terrain Response to dla mnie jak osobisty przewodnik przez najtrudniejsze tereny – czuję się z nim pewnie w każdych warunkach.
Wnętrze LR3 to esencja funkcjonalności i doskonałe wykorzystanie przestrzeni. Cóż, zakochałem się w tym samochodzie bez reszty. To nie jest dla mnie tylko środek transportu. To mój wierny towarzysz w każdej podróży. Jeśli macie podobne uczucia do swoich pojazdów, podzielcie się nimi w komentarzach. Z niecierpliwością czekam na Wasze historie! 👇
Cóż na początek—namiot! Tak, tak, moja przygoda z przebudową LR3 zaczęła się od prostego, lecz genialnego dodatku: iKamper X-cover. Zamontowany na belkach dachowych, zgodnie z sugestią producenta, dodał do auta coś więcej niż tylko funkcjonalność. Namiot stał się naszym noclegiem pod gwiazdami, skrytką w oddali od codziennego zgiełku. Ale jak to w życiu bywa, wygoda często domaga się więcej. Brakowało mi poziomowania—tej finezyjnej regulacji, która sprawi, że podłoże stanie się równym parkietem. I tu, przybył X-lifter. To maleńkie pudełko, którego magia tkwi w prostocie: wpinamy w fabryczny układ i voilà! Nie tylko równamy teren pod kołami, ale również mamy możliwość podnoszenia i obniżania auta w kilku dostępnych trybach. To było to, detal.
Później bagażnik dachowy od MP4x4. Nie tylko usztywnił on mojego dachowego kompana, ale także zaoferował dodatkowe centymetry na bagaż.
Na koniec, drabinka i stalowe progi zrobione z myślą o twardej rzeczywistości—ochrona przed kamieniami, które mogą rzucić wyzwanie karoserii.
Nasze podróże ewoluowały, podobnie jak i nasze potrzeby. Z czasem zdałem sobie sprawę, że musimy lepiej zagospodarować przestrzeń wewnątrz naszego mobilnego domu. „Czas na zabudowę,” pomyślałem, i tak rozpoczęliśmy kolejny etap naszej przygody. Mimo że rynek oferował mnóstwo opcji, żadna z nich nie spełniała naszych wymagań. Zaczęliśmy więc projektować.
Założenia były ambitne: miejsce do pracy na tak ograniczonej przestrzeni, część kuchenna, lodówka, zbiornik na minimum 35 litrów wody, podgrzewany prysznic i łóżko dla dwojga, które można rozłożyć w prosty, nieskomplikowany sposób. I nie zapomnijmy o ogrzewaniu postojowym dla auta i namiotu. Każdy element był jak puzzel, który składał się w całość.
Po wielu próbach udało się! Miejsce do pracy stało się kreatywnym zakątkiem w samochodzie, część kuchenna prawie idealna ( musimy jeszcze poradzić sobie z wiatrem…) a podgrzewany prysznic? Nieoceniony luksus w podróży. Wreszcie, to co pozostało to kwestia zasilania. Wprowadzenie paneli słonecznych i stacji zasilania było ostatnim akcentem, który dopełnił całości. Teraz nasz LR3 chyba jest „kompletny” choć pewnie coś jeszcze wymyślimy 🙂